Strony

wtorek, 3 czerwca 2014

Wrocławski wyjazd

Co roku ta sama śpiewka : "Raz kozie śmierć! Startujemy!", ale czym bliżej zawodów.. tym więcej wątpliwości. Rzeczywistość zaczyna przygniatać : nie puszcza dysków na komendę, za wolny, to niedopracowane, tamto też.. słabo nakręcony. Nie. Nie startuje. Za rok.
Po czym przyjeżdżam na zawody, ćwiczę z psem z boku, a pies po prostu pracuje idealnie, robi więcej rzeczy niż zwykle. Tak było też i w tym roku mimo, że pogoda nas nie rozpieszczała - straszny gorąc, palące słońce. Psy miały duże problemy z widocznością dysków w słońcu i z gorącem. Widac było, że niektóre drużyny nie dawały rady.
Ogólnie podróż do samego Wrocławia była bardzo przyjemna. Jechałam z moimi dwiema kumpelami - Asią i Klaudią - i oczywiście z Ptysiem. Zastanawiałam się, jak to będzie, bo ostatnio (czyli około miesiąc wcześniej) Ptyś wstawał, kręcił się, trochę stresował.
Okazało się, że piesełełe się wyrobiło! Leżał grzecznie - ba! spał! Przez całą podróż w jedną i drugą stronę.

Nasza fotografka Asia Pawlikowska z psią ekipą :
Pierwszego dnia - w piątek - postanowiłyśmy z siostrą pojechać do weterynarza. Dlaczego? Otóż, Ptysiowi wyskoczyły na łapach dziwne guzki. Jeden na tylnej i dwa na przedniej (gdzie jeden z nich okazal się być kaszakiem). Oczywiście, mój pies był zadowolony, dopóki nie zorientował się, że to WETERYNARZ, który go zamierza KŁUĆ. W momencie, kiedy sobie to uświadomił, postanowił jak najszybciej wydostać sie na zewnątrz. Pani zrobiła Młodemu biopsje. Wyniki przyjdą w środę, także czekamy.
Mam małego stresa, nie powiem, że nie. Ale sądzę, że to pewnie jakieś niegroźne dziwne coś !
W sobotę zjawiliśmy się na polu po godzinie o dziesiątej. Tym razem postanowiłam zagadywać do ludzi, więc zaczepiałam praktycznie każdą osobę, którą kojarzyłam z facebooka (ach ten XXI wiek), fbla czy blogspota czy też z forum! I tak oto, stworzyliśmy ekipę złożoną z Ani i Gaji, Bartka i Lili, Oli i Anu, Oli, Ewy, Asi i Ahri i oczywiście Magdy z Mishą(chociaż ich raczej nie musiałam poznawać na polu).
Spędziłam tam świetnie czas! I wiecie co? Musze sie pochwalić, bo jestem dumna! Zrobiłam z moim 29,5 kg afganem dwa dogcatch'e!!!
Afgan zachowywał się wzorowo. Przez cały dzień był na polu, ale mimo to, dał radę!
W niedzielę mieliśmy jechać po Pauline i Esterę na dworzec. Wsiedliśmy z Młodym w tramwaj i lecimy! Okazało się, że pociąg z Gdyni - 10 minut opóźnienia. To czekamy. Chodzimy w kółko, siedzimy.. i nagle.. patrzę, a obok mnie pojawiła się Pani z acd. ACD. Jak ACD to na bank czekają na Paulinę. Zaczęłyśmy rozmawiać - info potwierdzone - czekamy wspólnie na Paulinę i Esterę. I oczywiście ich czworonogi.
Do parku południowego dostałyśmy się autem (dziękuję za podwózkę!) i zaczynamy drugi dzień! Tym razem więcej stałam przy polu niż siedziałam. Sprzedałam Ptysia jego ciotkom i poszłam oglądać Top10 ! Nie minęło dużo czasu... a tu telefon (przez ten telefon nie oglądnęłam ostatniego występu!!!). Już czas na odprowadzenie dziewczyn na tramwaj! Pogadałyśmy jeszcze, pożałowałyśmy,że tak krótko... No cóż.. niedługo spotkamy sie na dłuższy czas :DD
Po odprowadzeniu dziewczyn, wróciłam i siedziałam z Asią i Ahri i Ptysiem do końca zawodów, by potem pomóc składać pole. Pomogłyśmy poskładać, dzielne z nas wolontariuszki!
Zmęczone piesełki, oj zmęczone...
Ani się obejrzeliśmy.. a tu już koniec naszej Wrocławskiej przygody. Czas minął niesamowicie szybko, przyjemnie.. Oby takich wyjazdów więcej!

Zdjęcia dzięki uprzejmości Asi Pawlikowskiej (Kliknij tutaj )