Strony

poniedziałek, 30 stycznia 2012

Idź wybiegaj psa

- Idź wybiegaj psa - taki rozkaz dostałam od mojej chorej młodszej siostry. Na dworze temperatura osiągała Niesamowite Minus Dziesięć stopni Celsjusza. Wzięłam więc aparat i pozytywne nastawienie naiwnie zakładając, że uda mi się rozerwać pomiędzy obserwowaniem okolicy, psa i robieniem zdjęć nadających się do czegokolwiek. Czy wspominałam, że przy okazji trzeba było zająć tego małego potwora w taki sposób, żeby nie pożerał patyków ?
W jedną stronę się udało - patyki nie były fajne, eksploracja terenu przebiegała bez większych zakłóceń, chociaż raz serce stanęło mi w gardle na widok jakiegoś przerośniętego lisa wielkości małego owczarka niemieckiego (a może to jeden z wilków, które podobno wróciły do lubuskiego?).
Więcej komplikacji napotkałam przy powrocie - Ptysiek uparł się, żeby zeżreć wszystkie drewniane elementy otoczenia, które leżą na ziemi i trzeba było je szybko wydłubywać z afgańskiego pysia.
Dwie i pół godziny później byliśmy znowu w domu.
- Boże, Magda, już myślałam, że ci zwiał i łapałaś go na polu - na taką sugestię rzuciłam siostrze mordercze spojrzenie. Fakt, że pies widzi mnie wyjątkowo rzadko , ale żeby pierwszą w swojej karierze ucieczkę zaliczył na mojej zmianie ? Niedoczekanie !








niedziela, 29 stycznia 2012

Małe popołudniowe śledztwo

- Hm, tato ? - zagaiłam ostrożnie dobierając słowa któregoś popołudnia. Miałam w tym pewien cel. - Nie podkarmiasz przypadkiem psa ? Jak jesz ? Albo jak przygotowujesz obiad ?
- Ja ? Nie, oczywiście że nie. - uosobienie zdecydowania i prawdomówności. Zmarszczyłam brwi, zmrużyłam oczy i zmieniłam zdanie.
- A CELOWO ? - dodałam po chwili namysłu, ale odpowiedź brzmiała tak samo.
- Maaamooo - zaczęłam niewinnie, jednak rodzicielka wzmogła czujność. - Czy ty podkarmiasz psa ?
- Co ci przyszło do głowy ? Przecież nie można go podkarmiać.
W przypadku takiego obrotu mojego subtelnego śledztwa poczłapałam do pokoju dręczyć siostrę w imię zasady, że osobnik najmniej podejrzewany najczęściej okazuje się winnym. Na nic jednak zdało się odgrywanie złego i złego gliny, tortury i podchwytliwe pytania - nie przyznała się.
Śledztwo należy uznać za zakończone niepowodzeniem - Ptyś nie chce zdradzić kto jest jego wspólnikiem i nadal przywleka się na wpół śpiąco do kuchni słysząc wyciąganą deskę do krojenia mięsa, otwieranie się lodówki czy mieszanie łyżką w garnku. Winnych brak.
A ja te dźwięki nagram chyba na telefon i będę puszczać w polu na przywołanie...

sobota, 28 stycznia 2012

W oczekiwaniu na świt

W mojej głowie powstała niezła wizja sesji fotograficznej. By ją spełnić potrzebowałam tylko światła zimowego poranka, bo śnieg już był.
- Idę robić świtówki. - oznajmiłam dziarskim tonem o godzinie 5:45, wzięłam torbę z aparatem i poszłam po psa.
- huh ? CO idziesz robić ?
- Świtówki. Zdjęcia o świcie - dodałam widząc brak zrozumienia na twarzy rozmówcy.
Wyszliśmy w mrok. Wyszłam z założenia, że na świt trzeba się przyczaić. Ptyś wyszedł z założenia, że spacer o tej porze to super pomysł. Mieliśmy zgodność interesów.
Po dobrej godzinie krążenia bez celu po osiedlach, parkach i łączkach stwierdziłam, że przeoczony został mały szczegół. Jest zima.
A słońce tak jak wszystkie inne szanujące się elementy krajobrazu ma w czterech literach wczesne wstawanie kiedy temperatura jest tak niska.
Ze świtówek tym razem nici.

sobota, 14 stycznia 2012

Wyniki :))

Wczoraj wrzuciłam nicki wszystkich zgłoszonych osób w losowajkę i mam już wyniki :)
Zwycięzcę proszę o sprawdzenie maila :))
A wszystkim dziękuję za życzenia stu lat... pisania bloga, oczywiście :)) Mam nadzieję, że wytrwam :D

piątek, 6 stycznia 2012

Że co ? Że jak ? To już ROK ?!

     Cóż. To wcale nie jest tak, że piszę tego posta, bo jako alternatywę mam naukę do sesji, egzaminów, zaliczeń, kolokwiów czy innych bzdetów. Ja się po prostu stęskniłam za pisaniem bloga, ale nie mając psa "pod ręką" mogę się skichać a nie będę miała o czym pisać. O teoriach, przemyśleniach i biadoleniu na okropny świat ? Macie tego pełno na innych blogach, ja marudzić nie zamierzam, nigdy nie zamierzałam, a Ptysiowy Blog miał służyć jako małe źródełko wiedzy o Ptysiu, oraz wywoływać na twarzach jakiś uśmiech, być odskocznią od dnia codziennego i sprawić, że po przeczytaniu notki nie przeszło wam przez myśl coś w stylu: "O Boże, kolejna maruda, zmarnowałam(-em) pięć minut swojego życia na czytanie biadolenia pt. "Jaki mój pies jest okropny"".
     Innymi słowy miał służyć rozrywce mojej i waszej. Chociaż tak na prawdę nigdy przez myśl by mi nie przeszło, że blog znajdzie taką ilość odbiorców. Kiedy zaczynałam go pisać pisałam głównie dla siebie, co mi wpadło do głowy i czym chciałam się podzielić. A jednocześnie starałam się unikać postów takich jak "a dzisiaj był kolejny nudny dzień", "dziś robiliśmy - plan dnia od początku do końca". Mam tylko nadzieję, że był to dobry wybór i przebywając tutaj choć raz na waszych ustach zagościł uśmiech. Może dowiedzieliście się czegoś ciekawego o afganach ? Może palnęliście się otwartą dłonią w czoło mówiąc: "O Boże, jak można być tak głupim jak one... ?!". Nie wiem.
     Wiem natomiast, że to, co stało się tutaj - w tym małym zakątku sieci - w ciągu ostatniego roku przeszło moje najśmielsze oczekiwania. I za to chciałam wam podziękować - za ten rok bycia z nami w chwilach radości, smutku, gadania o pierdołach, czasami w chwilach refleksyjnych nastrojów (tak, wiem, pitu pitu, jakie refleksyjne nastroje ? O spaniu Ptysia w pozycji Połamany Pies?). Za to, że obserwuje nas sześćdziesiąt osób (skąd się was tyle wzięło ?! Przecież nigdzie się nie reklamowaliśmy nawet :O), że w ciągu tego roku naszego bloga wyświetlały te tysiące, a dziesiątki dzieliły się swoimi refleksjami, spostrzeżeniami, uwagami, radami. Na prawdę, jestem tym mile zaskoczona i wzruszona. I chociaż chciałam przejść obok rocznicy tego bloga na paluszkach, udając, że nic się nie stało, to po prostu nie mogę tego zrobić (Niee, to wcale nie dlatego, że kilka dni wcześniej znalazłam podczas jednego z wieczorów Dziś-Się-Pouczę zakładkę "statystyki" i szczęka mi opadła :p ) :))
     Żeby więcej nie słodzić i się nie rozklejać przejdę do konkretów. Otóż wpadłam na pomysł, aby jakoś uczcić ten roczek istnienia bloga w sieci. Niby nic, ale jak na mnie i moje lenistwo rok nieprzerwanego pisania (i fakt, że ktoś to czyta ! - tak, będę to przeżywać!) to na prawdę niezły wyczyn. Z tej okazji macie niepowtarzalną szansę otrzymać książkę pt. "Szczęście nazywa się Lucky" autorstwa Franka Robsona - nową, nieprzeczytaną, z twardą okładką. Cud-miód :))

     W jaki sposób ? Po prostu wyraźcie chęć wzięcia udziału w losowaniu w komentarzu + podajcie swój adres e-mail. Zgłaszać można się do 13 stycznia do godziny 15:00 :)) Po tej godzinie w wyniku losowania wyłonię szczęśliwca, do którego powędruje książka. W losowaniu może wziąć udział każdy a ja naiwnie liczę na Waszą uczciwość :)) Niech to będzie dobra zabawa i dla kogoś 13 w piątek niech okaże się szczęśliwym dniem :))
     Spóźnionego Szczęśliwego Nowego Roku i mam nadzieję, że za rok o tej porze będę mogła Wam to powtórzyć ((: W końcu to 2012... ;)