Strony

sobota, 8 listopada 2014

11 zachowań typowego psiarza

      Jakoś tak się dzieje, że po zajęciach z dziećmi uruchamia mi się szeroko pojęta kreatywność. Kto nie czyta ten kociarz. 10 zachowań typowej psiej patologii, zwanej psiarzami:

1. Nie masz pojęcia jak nazywają się Twoi sąsiedzi, jesteś za to w stanie wymienić z imienia, rasy, wieku i daty ostatniego szczepienia psy ze swojej dzielnicy i dwóch sąsiadujących.
2. Podczas spotkania psich pierdziuchów potrafisz ustalić bąka swojego psa po zapachu.
3. Wszystko smakuje lepiej z psim kłaczkiem.
4. Posiadasz ciuchy sprzed dwóch sezonów, jedną parę spodni i w porywach tyle par butów. Twój pies za to jeździ na wszystkie seminaria, ukończył szkolenie, studia, dwie podyplomówki i kurs na operatora wózka widłowego, do tego aktywnie uczestniczy w kursie agility/obi/frisbee lub innego sportu.
5. Wiecznie płaczesz na brak hajsu a kiedy rozdrażnieni znajomi pytają się skąd Twój pies ma tyle obroży, smyczy i najnowszych zabawek - rozkładasz bezradnie ręce...
6. Diagnozujesz problemy behawioralne każdego napotkanego na spacerze psa i obmyślasz ich rozwiązanie.
7. Z takim samym zapałem wyłapujesz marnujące się super psy do psiach sportów.
8. Kiedy słyszysz od jakiegoś właściciela psa, że "pies fajna sprawa, gdyby nie te spacery" patrzysz na niego jakby wytarzał się w Chanel no 5 Twojego psa = czymś co zdechło bardzo dawno temu i wonieje na dwie dzielnice.
9. NIE MA na świecie słodszego psa niż Twój pies.
10. Zaczynasz zauważać, że w Twoim towarzystwie coraz mniej "nie-psiarzy", bo ani się z nimi dogadać, ani wygadać... Najszybciej eliminujesz tych, którzy wyskakują z tekstem: "Ej, stary, może urwiesz się na weekend w góry? Ale wiesz, bez psa..."
11. Nie pamiętasz kiedy ostatni raz byłaś/-eś na melanżu, za to datę ostatniego seminarium/zawodów/wystawy podajesz bez namysłu, choćby przez sen...

Pozytywnie zakręceni!

wtorek, 2 września 2014

O książce, której psiarze nie znają... A szkoda!

     W zasadzie sama nie znałabym jej, gdyby nie fakt, że poleciła mi ją kuzynka ze stanowczym: "Musisz ją przeczytać!". Kurcze, może i musiałam, ale przymus ten został zignorowany przez wiele lat jako że kuzynka swojego egzemplarza nie posiadała, a ja własnego nie mogłam dostać w żadnej księgarni. I tak dopiero po około trzech latach trafiłam na książkę zupełnie przypadkiem. Leżała sobie - mała, cienka, niepozorna na wyprzedaży a ja wiedziałam już, że cena nie gra roli, i tak "Niosąca radość" Krzysztofa Czarnoty znalazła się w mojej biblioteczce.    
     Rozmawiając ze znajomymi odnoszę wrażenie, że książka znana jest nielicznym psiarzom. Wystarczy wdać się w rozmowę o literaturze by usłyszeć, że Marley'a znają na pamięć, po cichu kibicowali Cujo a także wędrowali z Lessie... ale historii Pointy nie znają. I tutaj w sumie mała dygresja - bo jak odróżnisz "psiarza" od połączenia psiarza z koniarzem? Prócz zapachu? Po literaturze!

     "Niosąca radość" bowiem przyciąga średnio wzrok zazwyczaj przez okładkę. Kto by się po niej spodziewał, że historię nakręcać będzie nie gorącokrwisty kłusak a briardzica o ciepłym sercu?
     Pierwszy raz książkę przeczytałam w pociągu(kolejne 4 razy też), wtedy jeszcze "bezpsia" albo raczej z psem "wydzierżawionym" mojej siostrze... I tak jakoś historia mnie poruszyła, nawet trochę się przy końcówce zdziwiłam, trochę ucieszyłam, ale bez szału. Po raz drugi historię młodego karierowicza, dla którego czas to pieniądz, czytałam całkiem niedawno. I jakoś... utożsamiłam się z nim bardziej. Głównego bohatera poznajemy poniekąd na zakręcie. Dosłownie i w przenośni. Młody mężczyzna, dusza towarzystwa, pełen portfel, szybkie auto, kawaler, dobrze płatna praca - jeśli macie przed oczyma kogoś kto przeszkody depcze bez choćby mikrorefleksji dotyczącej ewentualnych skutków to strzeliliście w dziesiątkę. Przez ponad sto kolejnych stron przedzieramy się przez stopniowy proces uświadamiania sobie tego, co w życiu najważniejsze. Oczywiście - kto w tym pomógł naszemu młodemu karierowiczowi jeśli nie briard? Ciężko powiedzieć o tej dwójce coś więcej, by nie zrobić brzydkiego spoileru... :)
     Książce daje uczciwe 7/10 - w sam raz na 2-3 godziny podróży.

wtorek, 15 lipca 2014

Jak rysować Panie Premierze ?

     Uwaga! Notka zawiera lokowanie fanpejdża!

     Ostatnio założyłam sobie fanpejdża dla moich wypocin ( KLIKNIJ TUTAJ*). I jakoś tak się zdarza, że często pisząc do mnie ludzie używają formy "wy". Otóż rysujących w tym miejscu mamy jedną sztukę - mnie, Magdę o pseudonimie bezpłciowym i bezliczbowym, jednakże jeśli bardziej się nad tym zastanowić to liczba mnoga jest jak najbardziej uzasadniona - przez dwa pomocnicze potworki:D

     Otóż prócz mnie - popełniającej rysunki - w skład Nieustraszonego Teamu Delvardian wchodzą też poniższe Psuje Systemu i Przyczyny Przekraczania Deadline'ów.
     W skrócie można ich nazwać Psujami, bo ich nadejście najczęściej zapowiada problemy w dalszej pracy i kombinacje pt. "jak to usunąć", "skąd to się tu wzięło???", "gdzie te ołówki zniknęły????" oraz "jak to kartka jest mokra??????".
ptychu
     Absolutnym numerem jeden jest Afgański Psuj Pies - Ptyś, przy którym wszystkie rysunki zasłaniam, chowam i podnoszę, bo ma ciekawy zwyczaj zaglądania na kartkę (i smarkania na nią, brawo Ptysiek!) co kończy się moją rozpaczą i ciągiem słów nieprzeznaczonym dla większości czytelników tego bloga (widzicie ? Zakładam, że jesteście mili, grzeczni i niewinni:P). Afgański poza tym ma zwyczaj otrzepywania się w okolicy (najczęściej po piciu wody), albo kładzenia się na ołówki lub brystol kiedy rysuję wielkie formaty na podłodze i odejdę na 5 minut do toalety. Żyć nie umierać.



     Drugim psujem jest mój prywatny, wychowany na własnej piersi pies - Misza. No, może z tym wychowaniem to przeginka, bo suka zamieszkała ze mną w wieku lat czterech, ale ciągle - żyje to to ze mną, je i śpi pod moim dachem... po czym wskakuje z rozpędu na prostujący się na łóżku brystol pod rysunek i cały arkusz papieru idzie się trzaskać po kątach - trzeba robić wycieczkę do sklepu po drugi, eh...
     W przeciwieństwie do afgana Owczar jest też uroczo szkodliwa dla moich akcesoriów i sprowokowała już w moim życiu kilka wydatków - unicestwiła ukochane ołówki w drewienkach, rozłożyła na czynniki pierwsze ołówek mechaniczny i - tutaj najlepsze - zagryzła niebieską kredkę akwarelową zjadając grafit.
     Chcecie, żeby wasz pies robił niebieską kupę ? Nic prostszego - nakarmcie go błękitną kredką akwarelową firmy koh-i-noor. Czarna kupa ? Grafit 6b firmy Lyra powinien być idealny:D Więc jeśli chcecie, żeby Wasze młodsze rodzeństwo wróciło ze spaceru ze spanikowaną miną, bo "coś jest nie tak" - polecam nietoksyczne akcesoria r
     W wolnych chwilach od bycia małą, białą, destrukcyjną bestią rozwija swoją kleptomanię. Zaginęła ci gumka do mazania, ołówek, pędzel, farbka, paczka słonecznika, bochenek chleba albo kloc drewna na opał ? Bądź pewien, że ja doskonale WIEM gdzie tego szukać...
    I na koniec dobre wieści - mimo kumulacji, tzn. dwóch tych osobników razem ze mną, udało mi się ukończyć jeden z portretów, dodaję poniżej, żeby poszpanować, bom dumna z niego jak z niczego przedtem i niczego potem:)
Miłego dnia!

*Gwiazdka wstawiona bez powodu:D:D

Delvardian - Pawsitive Art



piątek, 11 lipca 2014

O kłaczeniu i czym z tym walczyć

"Wszystko smakuje lepiej z psim kłaczkiem!"
    Pokuszę się o stwierdzenie, że nie wie co to "linienie" człowiek, który nie miał białego psa. Lub psa z białą lub bardzo jasną sierścią. Wypadającą. Zapewniam Was, że jest to niesamowita sprawa - kłaki są wszędzie. Na łóżku, za łóżkiem, na kocu, pod kocem, w nowo otwartym jogurcie... Ogółem KŁAKOGEDON. Niestety walczyć z tym jest ciężko, życie staj się upierdliwe, bo dywany odkurzać należy minimum dwa razy dziennie, podłoga po dwóch przejściach psa jest do ponownego zamiatania, pies natomiast sypie się jakby nie miał nic lepszego w planach.
     I nie, nie jestem pedantką.     Na szczęście w odpowiedzi na ludzką tragedię z udziałem psa stworzono preparaty mające na celu pomóc nam w pozbyciu się problemu... lub kilku złociszy z kieszeni...
     Pod lupę w naszym wypadku wzięłam dwa produkty: Efa Olie i Gammolen(Fanów i obrońców Gammolenu uprasza się o opuszczenie tekstu w tym miejscu).
    Eksperymenty na własnym psie to dość kosztowna sprawa, ale co zrobić, czasami trzeba. Zacznę od produktu skutecznego... czyli Efa Olie. 
Moja pierwsza styczność z tym preparatem została zapoczątkowana przez weterynarza, który widząc moją desperację podrzucił mi ten środek. Pierwsze wrażenie - całkiem w porządku: buteleczka jest niewielka, zgrabna, z pipetką do aplikacji produktu i do tego - jak mi się wtedy wydawało - droga niczym produkcja Avatara... Jak się jednak okazuje zawiera w sobie płynną magię wartą każdej złotówki na nią przeznaczonej.

W czasie podawania EFY Misza była wyczesywana co drugi dzień, w momentach podwyższonej desperacji nawet codziennie. Ilość kudłów zostawianych na szczotce przerażała, bo zostawiała pole do domysłów ile suka zrzuca w domu i - co więcej - ile jeszcze razy ją wyczeszę zanim wyłysieje do zera (jak się okazało - setki, a kudły dalej na miejscu i jest co czesać). Dwa tygodnie po zastosowaniu EFY ilość sierści wymiatanej z zakamarków mieszkania i wyczesywanej z psa zmalała o jakieś 25%. W praktyce oznacza to, że jak zazwyczaj wyczesywałam z jednego boku psa cztery pełne szczoty sierści(około), tak teraz tych szczot było sztuk trzy.

Po miesiącu ilość zmalała widocznie. Co więcej, miałyśmy okazję gościć Miszową cioteczkę, która zwróciła uwagę na to, że kłaczki psa stały się przyjemniejsze w dotyku. Taki dodatkowy gratisik.

Poza powyższymi zaletami jest jeszcze jedna, OLBRZYMIA: EFA jest przez Misze uwielbiane. Bałam się, że będę musiała przemycać w jedzeniu (i tak też początkowo robiłam), ale okazało się, że sam zapaszek jej się podoba, bo zlizywała swoją dzienną dawkę prosto z pipety. Przy jedzeniu, które Owczarowi nie pasowało, EFA pełniła funkcję dosmaczacza:)

Wadą może być jedynie dość wysoka cena + fakt, że przy dużych psach (Misza ma 17 kg, starczyło na ok. 1,5 miesiąca) może "iść jak woda"...

A teraz czas na rozczarowanie roku 2014 - Gammolen. Na Gammolen zecydowałam się w związku z dwoma sprawami - pierwszą była MEGA pozytywna recenzja u Niuchacza (razem ze zdjęciami dywanu), drugą fakt, że Gammolen był po prostu tańszy niż EFA.
No cóż, nie pierwszy raz w życiu przekonałam się, że na psie nie warto oszczędzać.

Pierwszy zgrzyt z otwarciem pudełka - łatwiej dostać się do Mordoru niż odpieczętować nasz Gammolen:P

Drugi zgrzyt pojawił się przy podawaniu tabletek. I tutaj zatrzymam się na dłużej. Misza jadła pięknie wszelkie Amino Biotyny, Wapnie, EFĘ i inne suplementu a Gammolenowi powiedziała stanowcze NIE. Przemycałam więc żółte kapsułki w parówkach. Działało z początku. Jak tylko załapała - zaczęła gryźć parówki i wypluwać gammolen. Przemycałam w misce z jedzeniem po tym jak Patrycja doniosła mi, że u niej to tak przechodzi. Owczar się połapała i gryzła KAŻDĄ JEDNĄ granulkę Brita wypluwając gammolen. Więc niestety - musiałyśmy rozwiązać sprawę w taki sam sposób jak z tabletką na odrobaczanie. Na szczęście nie była na tyle zdesperowana, żeby wymiotować.

I w końcu trzeci, najgorszy dla nas zgrzyt - brak skuteczności. Nie twierdzę, że Gammolen nie działa NA ŻADNEGO PSA. Dość szeroka grupa pozytywnych opinii (chodzi mi o takie jak Niuchacza a nie o tych co stosują żółte pastylki tydzień i twierdzą, że już widzą niesamowite efekty:P) potwierdza, że na niektóre psy jego działanie jest wręcz cudotwórcze.

Na Miszy jednak nie wywarł wrażenia - mam wręcz wrażenie, że kłaczenie się wzmogło, ale zwalam winę na temperatury za więcej kłaków. Gammolen temu niewinny, bo summa summarum nie zrobił... nic;)

Poniżej efekty standardowego czesania Miszy - Pół szyi i JEDEN bok. Drugi miesiąc stosowania Gammolenu, pudełko opróżnione. Wobec tego żółtym pastylkom dziękujemy za osuszenie naszego portfela, wracamy do pipety:)


środa, 2 lipca 2014

Fotorelacja - Miasto

Dzisiaj wybraliśmy się z Ptysiem na mały spacerek po naszym zacnym mieście. Głównym zamiarem było ćwiczenie posłuszeństwa z bodźcami rozpraszającymi mojego pieseła.

 Przygotowane smaczki :D
 Ptyś już wie co się święci!



 Przed ulicą stop!




 "ZOSTAŃ!" w środku miasta :)
 Aparatu nie lubimy...





 Mamo, Mamo! Szybciej! Głodny jestem :D

Jeśli podoba Ci się taki typ notki - powiadom mnie o tym! Może chcecie się czegoś dowiedzieć o Ptysiu? Zapraszam do dzielenia się uwagami! :))

wtorek, 3 czerwca 2014

Wrocławski wyjazd

Co roku ta sama śpiewka : "Raz kozie śmierć! Startujemy!", ale czym bliżej zawodów.. tym więcej wątpliwości. Rzeczywistość zaczyna przygniatać : nie puszcza dysków na komendę, za wolny, to niedopracowane, tamto też.. słabo nakręcony. Nie. Nie startuje. Za rok.
Po czym przyjeżdżam na zawody, ćwiczę z psem z boku, a pies po prostu pracuje idealnie, robi więcej rzeczy niż zwykle. Tak było też i w tym roku mimo, że pogoda nas nie rozpieszczała - straszny gorąc, palące słońce. Psy miały duże problemy z widocznością dysków w słońcu i z gorącem. Widac było, że niektóre drużyny nie dawały rady.
Ogólnie podróż do samego Wrocławia była bardzo przyjemna. Jechałam z moimi dwiema kumpelami - Asią i Klaudią - i oczywiście z Ptysiem. Zastanawiałam się, jak to będzie, bo ostatnio (czyli około miesiąc wcześniej) Ptyś wstawał, kręcił się, trochę stresował.
Okazało się, że piesełełe się wyrobiło! Leżał grzecznie - ba! spał! Przez całą podróż w jedną i drugą stronę.

Nasza fotografka Asia Pawlikowska z psią ekipą :
Pierwszego dnia - w piątek - postanowiłyśmy z siostrą pojechać do weterynarza. Dlaczego? Otóż, Ptysiowi wyskoczyły na łapach dziwne guzki. Jeden na tylnej i dwa na przedniej (gdzie jeden z nich okazal się być kaszakiem). Oczywiście, mój pies był zadowolony, dopóki nie zorientował się, że to WETERYNARZ, który go zamierza KŁUĆ. W momencie, kiedy sobie to uświadomił, postanowił jak najszybciej wydostać sie na zewnątrz. Pani zrobiła Młodemu biopsje. Wyniki przyjdą w środę, także czekamy.
Mam małego stresa, nie powiem, że nie. Ale sądzę, że to pewnie jakieś niegroźne dziwne coś !
W sobotę zjawiliśmy się na polu po godzinie o dziesiątej. Tym razem postanowiłam zagadywać do ludzi, więc zaczepiałam praktycznie każdą osobę, którą kojarzyłam z facebooka (ach ten XXI wiek), fbla czy blogspota czy też z forum! I tak oto, stworzyliśmy ekipę złożoną z Ani i Gaji, Bartka i Lili, Oli i Anu, Oli, Ewy, Asi i Ahri i oczywiście Magdy z Mishą(chociaż ich raczej nie musiałam poznawać na polu).
Spędziłam tam świetnie czas! I wiecie co? Musze sie pochwalić, bo jestem dumna! Zrobiłam z moim 29,5 kg afganem dwa dogcatch'e!!!
Afgan zachowywał się wzorowo. Przez cały dzień był na polu, ale mimo to, dał radę!
W niedzielę mieliśmy jechać po Pauline i Esterę na dworzec. Wsiedliśmy z Młodym w tramwaj i lecimy! Okazało się, że pociąg z Gdyni - 10 minut opóźnienia. To czekamy. Chodzimy w kółko, siedzimy.. i nagle.. patrzę, a obok mnie pojawiła się Pani z acd. ACD. Jak ACD to na bank czekają na Paulinę. Zaczęłyśmy rozmawiać - info potwierdzone - czekamy wspólnie na Paulinę i Esterę. I oczywiście ich czworonogi.
Do parku południowego dostałyśmy się autem (dziękuję za podwózkę!) i zaczynamy drugi dzień! Tym razem więcej stałam przy polu niż siedziałam. Sprzedałam Ptysia jego ciotkom i poszłam oglądać Top10 ! Nie minęło dużo czasu... a tu telefon (przez ten telefon nie oglądnęłam ostatniego występu!!!). Już czas na odprowadzenie dziewczyn na tramwaj! Pogadałyśmy jeszcze, pożałowałyśmy,że tak krótko... No cóż.. niedługo spotkamy sie na dłuższy czas :DD
Po odprowadzeniu dziewczyn, wróciłam i siedziałam z Asią i Ahri i Ptysiem do końca zawodów, by potem pomóc składać pole. Pomogłyśmy poskładać, dzielne z nas wolontariuszki!
Zmęczone piesełki, oj zmęczone...
Ani się obejrzeliśmy.. a tu już koniec naszej Wrocławskiej przygody. Czas minął niesamowicie szybko, przyjemnie.. Oby takich wyjazdów więcej!

Zdjęcia dzięki uprzejmości Asi Pawlikowskiej (Kliknij tutaj )

wtorek, 27 maja 2014

Osiągnięcie Świadomości o Idealności Psa

Nie ulega wątpliwości, że psie sporty zrobiły się popularne, razem z nimi border collie i aussie, ale to już jest temat na osobny wpis, który nigdy tutaj się nie pojawił (było ich mnóstwo, między innymi : tutaj oraz Tutaj czy też tutaj. Polecam też TEN wpis)
A razem z psimi sportami - moda na psa do sportów. Proste. Jeśli chcemy ćwiczyć -> musimy mieć zawodnika, który sprosta naszym wymaganiom!
"Chcę ćwiczyć rekreacyjnie frisbee" -> wezmę drugiego psa! A co tam! Poszaleję! Pierwszy pies? Dam mu spokój.
Kiedyś już poruszałam temat "odstawiania" pierwszego psa. Dzisiaj chciałabym podzielić się z Wami moim przemyśleniem i (tak sądzę) dojrzalszą już decyzją na temat posiadania więcej niż jednego czworonożnego, śliniącego się małego rozkurwiacza akcji.
Ostatnio mam dużo wolnego czasu, a wiadomo - jak człowiek ma ZBYT dużo wolnego czasu.. to zaczyna myśleć i myśleć. Często patrzyłam z zazdrością na ludzi, posiadających dwa psy. Skład przedstawia się następująco : 4-5 letni dawny Rozpoczynacz Przygody Sportowej na Emeryturze + 1-2 letni Hiperaktywny Rozkurwiacz Akcji.
Patrzyłam jak ludzie dalej trenują ze swoimi psami RPSnE, jak osiągają dalej sukcesy. Patrzyłam na Młodego i proponowałam "A może pójdziemy na spacer, ziomuś?". Podniósł głowę, a jego oczy zdawały się mówić "Nie wiem kim jest ziomuś, ale jak wrócisz, to możesz dać mi dodatkową porcję jedzenia".
Natknęłam się też na drugą grupę ludzi. Skład przedstawiał się następująco : ok. 3-5 letni Niewychowany Leniwy Flegmatyczny Beznadziejny Wprowadzacz do Cholernie Wysokich Ambicji Sportowych + ok. 2 letni Nosiciel Wszelkich Ambicji Równie Niewychowany Co Pierwszy Ale Taki Zajebisty!
Oczywiście śpiewka ta sama : Ten pierwszy beznadziejny, drugi cudowny. Mimo, ze drugi zachowuje się gorzej od pierwszego. Pierwszy jest be! Drugi cacy!
Hm, do czego zmierzam ? Wylawszy(tak, te słowo jest poprawne, sprawdziłam w słowniku!) swoje żale na temat aktualnych psiarskich grup społecznych, chciałabym uroczyście oświadczyć, iż postanowiłam :
1) Spróbować zabrać gnojka ze sobą za dwa lata na studia, co wiąże się, ze wznowieniem nauki zostawania w domu (kochany Afgan drze japę jak przystało na Niewychowanego Leniwego Flegmatycznego Czyli Całkiem Normalnego Afgana.
2) Jeśli postanowię wziąć Rozkurwiacza Akcji - nastąpi to dopiero po przeprowadzce, nie wcześniej!

Dobrze, wybaczcie, że tak zanudzam, ale jeśli PUBLICZNIE tego nie postanowię, to po prostu nic z tego nie będzie. Jak już się pochwalę, to wtedy to działanie pchnie mnie do przodu, bo chcę dotrzymać obietnicę, jaką Wam dałam! :D
To my i nasz wieczny nieogar :DD

I osiągnęłam stan wewnętrznego spokoju jaki daje perfekcyjność własnego psa. To takie piękne, gdy mówię mu siad, a on siada, gdy staje przed ulicą, a on razem ze mną, gdy chodzi sobie luzem chodnikiem i nie boję się, że pogna za kotem czy psem, gdy siadam sobie spokojnie pod sklepem i myślę, jakie to życie jest dziwne, a on siedzi obok mnie, podzielając moje zdanie i dodając własne zdanie "A jeśli drzewa byłyby kiełbasami? Czy wtedy najpierw by się je jadło czy na nie sikało, czy na odwrót?". Filozoficzne pytania zawsze w modzie!
Takie sytuacje człowieka bardzo cieszą, bo masz świadomość, ze posiadasz kumpla na dobre i na złe. Trochę leniwego, trochę beznadziejnego, trochę dziwnego, trochę pokręconego! Ale czy ja jestem inna? Czy Ty jesteś inna ? Nie... Jesteśmy tacy jak te nasze leniwe, beznadziejne(z pozoru, to wszystko jest w Twoim umyśle!) psy. Nam też się nie chce i cieżko nam się motywować do niektórych rzeczy! Ale czasami warto zainwestować i sprawić, by chociaż trochę zbliżyć się do ideału!
Zakończę mój wywód o niczym pozytywnym zdjęciem, specjalnie dla Was!
PS Możliwe,że tak tylko gadam, a sama sądzę, iż Młody jest beznadziejny, ale próbuje was przekonać, ze jest inaczej! Pamiętajcie! Warto wierzyć w to co ludzie piszą!
PS2 Tak naprawdę, chce Was(i siebie) przekonać, że mój pies jest cudowny :P
PS3 Jednak nie wierzcie we wszystko, co się pisze!
PS4 Mój pies jest idealny tak czy siak.
PS5 Kto sądzi inaczej... Solo za garażami na bardziej flegmatycznego (oj! Spokojnego!)psa!
PS6 Kto tutaj dobrnął i dalej to czyta? Może się podzielisz komentarzem ? :)
PS7 Dlaczego dalej to czytasz?
PS8 Wciąż tu jesteś?
PS9 Masz dwie opcje : Czytać to dalej lub przejść na zakładkę obok (ew. wcisnąć krzyżyk)
PS10 Gratulacje decyzji! Ale to ostatni Post Scriptum, trololo!

środa, 29 stycznia 2014

Miszczowtręt #2

     - Ooooowczaaaar! Padalcze, gdzie moja skarpetka ?!
     Misza oczywiście nie odpowiada słowem, siada u siebie w legowisku i wytrzymuje spojrzenie pełne oskarżeń. Musicie bowiem wiedzieć, że od okolic maja założenie dwóch identycznych skarpetek zdarzyło mi się kilkakrotnie - na Boże Narodzenie i na wyjazd do Pragi. Koniec historii. W gronie znajomych nikogo już nie dziwi, że ściągając buty paraduję w dwóch innych skarpetkach.
     Chciałabym zwalić to wszystko wspaniałomyślnie na moje lenistwo, ale niestety - tak łatwo nie ma. Mam w domu złodzieja. Złodzieja tego karmię, pieszczę i wychowuję, jednak nawyki ulicy(wmawiam sobie, że to to a nie nałogowa kleptomania) sprawiają, iż kundlica zwija różne przedmioty - raz dlatego, że jest to taaakie wspaniałe wyzwanie zakosić ołówek z górnej półki, innym razem znowu ona taaak bardzo kocha szarpaczek, że trzeba go wydobyć z miejsca, w którym nie powinien się znajdować, znowuż następnym coś jej ładnie pachnie... Lista powodów do kradzieży jest zdumiewająca. Jeszcze bardziej zdumiewające jest to, że pies powoli i systematycznie uczy mnie porządku.
     Zniknęła szafa-krzesło. Zostało samo krzesło odkąd Misza wymyśliła, że pod moja nieobecność będzie zabierać leżące tam koszulki i dresy, wciągać je do legowiska i spać na nich.
     Zniknął artystyczny bajzel(okej. CZĘŚCIOWO). Został... hm... artystyczny składzik odkąd owczar zauważyła, że ołówki i niebieskie kredki w sumie fajnie się rozgryza i unicestwiła mi mój ulubiony automatyczny ołówek oraz ulubioną niebieską kredkę i dwa grafity. Chcecie, żeby wasz pies zrobił błękitną kupę na spacerze ? Polecam zostawić go sam na sam z błękitną akwarelową kredką koh-i-noor...
     Zniknął pop corn z walizki współlokatorki... I odnalazł się u psa w legowisku. Nieodpakowany, w torbie. Po prostu zabranie go stamtąd i nieruszenie niczego innego było wspaniałym wyzwaniem....
     Zniknęły szarpaki i piłki rozwalone po całym pokoju i "schowane" na półkach. Zostały szarpaczki w szafkach i przy smyczy odkąd suka znajduje je wszędzie, wyciąga i znosi do siebie.
     Zniknęły koce z łóżka.... Zostały poskładane i poukładane w szafie odkąd zauważyłam, że mój pies uwielbia wygryzać dziury w pluszowych i kudłatych kocach... Zauważyłam to oczywiście składając jeden z nich...
     Zniknęła pościel złożona na łóżku. Została schowana do wnętrza łóżka odkąd Misza zaczęła się bawić w budowanie małej twierdzy, wznoszenia murów i wałów z mojej kołdry i poduszek(autentyczna forteca), wskakiwania tam i udawania, że nie istnieje ilekroć proponowano jej kąpiel.
      Jak widać Małe Białe całkiem przyzwoicie się rozkręciło i teraz wszystkie zguby prawdopodobnie są w jej legowisku, bo przecież co zapewni ci lepszy sen niż przytulenie się do zapakowanego bochenka chleba ? ...
     No właśnie! NIC!

poniedziałek, 6 stycznia 2014

Wpływ szkolenia na psi mózg

     Tęskniliście ?:D Ciekawa jestem czy któryś z czytelników jeszcze mnie pamięta, szczególnie, że władzę na blogu przejęła moja młodsza siostra. No nic... Wpadłam Wam pomachać, pozdrowić... i wrzucić przetłumaczoną infografikę nt. psiego szkolenia:) Spędziłam nad tym kilka godzin, więc sami rozumiecie, że wszelkie słowa krytyki na ten temat przyjmuję tylko jeśli są poparte jakąś czekoladą lub inną endorfiną.
źródło oryginału: http://visual.ly
Blogspot oczywiście postanowił mnie wkurwić i na chama zmniejszyć to zdjęcie. Dziękuję Ci, mój najdroższy!
Jeśli ktoś jest ciekawy dużej wersji to zapraszam tutaj: https://picasaweb.google.com/lh/photo/J6lNw5dW4I9Zs_Gai9zi6NMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=directlink
Czynności-> pobierz