Strony

czwartek, 24 marca 2011

Pan piesek był chory...

- Panie doktorze, problem jest następujący: Ptyś od dwóch dni nie ciągnie na smyczy, drepta posłusznie za opiekunem na spacerze, nie zbiega jak dziki bawół po schodach, nie kradnie czapek i kapci, nie próbuje zamordować snooda, nie pożera parówki z prędkością światła, marudzi przy wychodzeniu na spacery, nie truchta inochodem, tylko normalnym kłusem. Wyobraża sobie doktor ? Normalnym kłusem ! Cały czas ! Na pewno go coś boli... Poza tym nie robi wrażenia na nim nasze - a szczególnie mojej młodszej siostry - wyjście i powrót do domu, nie paskudzi parapetu łapami i okna nosem wypatrując na zewnątrz innych psów, kotów, ludzi i Bóg wie jeszcze czego, jakby było tego mało nie piszczy i nie marudzi, nie oddala się na spacerze i nie chce biegać... Aha, zapomniałabym! Nie je.
To, co normalnie przyjęłabym z okrzykiem radości(może prócz ostatniej wieści), dziś przyjęłam dość sceptycznie. W końcu coś mi śmierdzi ta poprawa jego zachowania z dnia na dzień. Nie zrozumcie mnie źle. Cieszyłabym się i może w związku z innym psem dałabym się nabrać... Ale wątpię, by ten mój uparciuch z dnia na dzień skapitulował, więc pełna braku wiary i zwiątpienia w jego cud-ozdrowienie ze złych nawyków, obietnicę poprawy posłałam go do weterynarza. Jak się okazało francuski piesek przeziębił się i moje podejrzenia były uzasadnione w pełni. Bo skoro na nagłe pojawienie się na dywanie parówki nie zjada jej natychmiast tylko rozgląda się ze zdumieniem to coś musi być nie w porządku.
I było, chociaż umierający nie był, bo jak zwykle spróbował techniki samozachowawczej - schować się za którąś z nas (jako że mnie nie było, schował się za siostrę), bo może TYM RAZEM się uda. Nie udało się, temperatura została zmierzona, zastrzyk zrobiony i wrócił do domu :)
W sobotę kontrola :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz