Strony

środa, 22 czerwca 2011

Takie tam z Poznania ;)

 Na początku muszę podziękować Wam za rady dotyczące utuczenia mojego psiego niejadka :) Od pewnego czasu sytuuacja uległa poprawie. Zaczynam się zastanawiać czy z nim wszystko ok ;))
W niedzielę byliśmy całą paczką na DCDC w Poznaniu. Jestem dumna z mojego psa, jego zachowania w pkp, pks, tramwaju oraz z tego jak dzielnie znosił kaganiec :) Co prawda nie było celująco, ale z pewnością bardzo dobrze jak na pierwsze podróże środkami komunikacji miejskiej, międzymiastowej i takiej tam ciekawej. Najgorszy był chyba pociąg z tym hałasem, przez pierwsze kilka minut pies był mega zestresowany, później wcisnął się pod nogi, położył i raczej nie robił scen.
 Co do samego DCDC... Zobaczyłam bordery w akcji, generalnie bordery (na wystawie jakoś tak zawsze je mijam) i muszę stwierdzić, że jakoś, no, bez rewelacji. Podobały mi się dwa występy z tych, które zdążyłam zobaczyć, niektóre elementy pozostałych. Dokładnie dwa bordery przypadły mi do gustu jeśli chodzi o eksterier ("pięknego ma Pani psa!"), reszta była standardowa, nijaka bądź po prostu brzydka. Trochę smutne jest w jakie ręce generalnie ostatnio bordery trafiają, oraz to, co z nimi hodowla zrobiła.
 Najciekawsze było spotkanie z charciarzami. Bardzo spodobała mi się też atmosfera samego dcdc i przyłapałam się na tym, że porównuję te zawody z wystawą, co było generalnie bez sensu. Wystawa to przecież swoisty targ, gdzie trzeba zaprezentować towar jak najlepiej potencjalnym kupującym, gdzie specjalista określa jego "jakość", nuda i flaki z olejem, targowisko próżności ku uciesze właścicieli niestety.
Zawody natomiast miały to do siebie, że było... inaczej. atmosfera luźna, piknikowa, ciekawa.  Ciagle coś się dzieje, nie wszystko idzie zgodnie z planem (ale i tak o wiele bardziej planowo niż na wystawach...). Inna sprawa, że przerwa między freestyle'ami z tyłka wyjęta i po piętnastu minutach byłam tak znudzona tym wszystkim, że tylko chodziłam i jęczałam, żeby zbierać się do domu.
I dobrze zrobiliśmy, że mnie posłuchaliśmy ;)) Wzięliśmy się we wcześniejszy autobus i w efekcie w domu  byliśmy wcześniej.
Generalnie jazda autobusem była męcząca dla wszystkich, nawet tych bez choroby lokomocyjnej, pies po prostu położył sie i póbował zasnąć co mu się generalnie nie udało...



Generalnie nic się tam takiego nie wydarzyło na tym wyjeździe a psu nasilił się lęk separacyjny, teraz koncertuje za nami (za mną?...) nawet jak rodzice są w domu, biega po domu, szuka, woła i ogólnie jeden wielki stresol. Przestawił się na mnie, wykonuje moje polecenia, młodą ignoruje, już nawet bawić się z nią nie chce za bardzo, przeraża mnie to trochę, bo jak wyjadę to dopiero będzie zgrzyt.
Chciałabym przyzwyczaić go do koni, ale na razie ani okazji do tego nie ma ani miejsca.
Poza tym cwaniak nauczył się otwierać zamknięte drzwi :/

Uff, a my właśnie wróciliśmy ze schroniska, śmierdzimy jak nieboże stworzenia mimo zmiany odzieży i wymycia rąk (to normalne do momentu kąpieli całościowej :P). Generalnie dzień nijaki, Milka dalej siedzi, a miałam nadzieję, że wyadoptują ją. Poszedł jednak uroczy psiak, istny wulkan energii. Oby mu się wiodło ;)

1 komentarz:

  1. Moje odczucia po pierwszej wystawie, na której zawitałam były zbliżone do Twoich. Nieporównywalnie bardziej podobają mi się imprezy sportowe. Są emocje, jest zabawa i psy, czerpiące radość z pracy z właścicielem. :)

    OdpowiedzUsuń