Strony

czwartek, 28 kwietnia 2011

Świadomość zadu i to co z tym związane :)

Otóż kilkanaście miesięcy temu zaczęliśmy ćwiczyć świadomość ciała u naszego psa. W porównaniu z tym, co było na początku czyli niewchodzeniem na nic i niczym, dzisiaj jest o wiele lepiej. I tak oto nasz pies potrafi wejść tyłem na łóżko, na drzewo, po schodach. Stanie na słupku, miseczce czy oparciu ławki też nie jest raczej dużym problemem (inna sprawa, że źle wyklikane i często zaraz po wejściu zeskakuje, trzeba naprawić). Ogólnie rzecz biorąc największy problem sprawiała i sprawia dalej "asekuracja" mojego psa - stwierdza jednakowoż, że trzy łapy poświęci, ale czwartą zostawi na wszelki wypadek utraty pozostałych trzech. Nie ważne, czy chodzi o wchodzenie do wody, włażenie na krzesło, uda czy niewielkie powierzchnie - jedna noga jest zawsze asekuracyjna i zastanowi się kilka razy zanim oderwie ją od ziemi, nie ma głupich.

Dziś świadomość ciała naszego psa jest nie tylko dość zadowalająca - Ptyś nie tylko nie zapomniał tego, co ćwiczyliśmy pół roku temu (włażenie na drzewa odpuściliśmy po kilkunastu spalonych próbach i zajęlismy się czym innym) - kiedy tylko dostał komendę wiedział o co chodzi i zrobił to bez wahania sprawiając, że nasze oczy wypadły i odturlały się z wrażenia gdzieś w trawę. Oto nasz pies tyłek miał wyżej niz głowa i zrobił to tylko i wyłącznie na gest. Niesamowite i niewiarygodne.

Świadomość ciała jednak prócz jasnej strony - pewność siebie i niewątpliwie rozrywka dla osób obserwujących... - ma też swoją ciemną stronę mocy, za którą pewnie przeklinają mnie psi fryzjerzy naszego Kudłacza.

Otóż afganiątko na początku było w kapieli u fryzjerów dość potulne - pewnie, że śpiewał przy moczeniu głowy, albo stwierdzał jednoznacznie, gdy fryzjerka moczyła mu juz kark, że "dobra, koniec tego dobrego, ja się zbieram" i jak gdyby miał do tego święte prawo wychodził - próbował... - z wanny. Nic nie znaczyły nieudane próby, potrafił przeczekać zmoczenie całego grzbietu, łapek, szyi, żeby tylko przy samej głowie najpierw spróbować natychmiastowej ewakuacji. Kiedy to nie pomagało stwierdzał zazwyczaj, że marudzenie z pewnością nas zmęczy, stracimy czujność, albo po prostu puścimy go z litości. Gdy i ta taktyka nie wypaliła zaczynał śpiewać mając nadzieję zapewne, że wszystkich nas szlag trafi od jego głosu a on będzie mógł spokojnie sobie pójść. Nie muszę chyba mówić, że nic z tego nie wypalało, chociaż jego śpiewy prawie przyniosły zamierzony efekt. Jednak wraz z ćwiczeniem świadomości ciała przed Ptysiem otworzyła się nowa droga ucieczki, na która wpadł i która wykorzystał bez skrupułów. I taka oto pewnego razu w wannie zostało pół psa, gdyż pani groomer, przygotowana na normalne, standardowe psy wychodzące przodem nie przewidziała, że Ptyś zacznie się ratować od tyłu. W efekcie praca stała się trudniejsza - mocząc i myjąc przód trzeba zerkać, podpierać i wrzucać z powrotem do wanny psi tył. A trzeba przyznać, że odkąd udało mu się raz uwolnić pół tyłu nie ustaje w wysiłkach w myśl reguły - udało się raz, uda się i drugi...

4 komentarze:

  1. Napisałam ci na zapytaju odpowiedź do twojego komentarza .

    OdpowiedzUsuń
  2. No brawa za regularne pisanie notek! :D
    Jedno szczęście, że Dino nie próbuje uciekać z wanny...

    OdpowiedzUsuń
  3. Teraz pozostaje czekać na filmik. :) Chętnie zobaczę, jak Ptysiaty tułuje i nie tylko, więc wyboru nie masz - nagrywaj! :P
    Marteczka

    OdpowiedzUsuń
  4. No cóż,ogólnie większość jest zdziwiona młodym ;)
    A może jakieś zdjęcia Ptysia?

    OdpowiedzUsuń