Strony

wtorek, 2 września 2014

O książce, której psiarze nie znają... A szkoda!

     W zasadzie sama nie znałabym jej, gdyby nie fakt, że poleciła mi ją kuzynka ze stanowczym: "Musisz ją przeczytać!". Kurcze, może i musiałam, ale przymus ten został zignorowany przez wiele lat jako że kuzynka swojego egzemplarza nie posiadała, a ja własnego nie mogłam dostać w żadnej księgarni. I tak dopiero po około trzech latach trafiłam na książkę zupełnie przypadkiem. Leżała sobie - mała, cienka, niepozorna na wyprzedaży a ja wiedziałam już, że cena nie gra roli, i tak "Niosąca radość" Krzysztofa Czarnoty znalazła się w mojej biblioteczce.    
     Rozmawiając ze znajomymi odnoszę wrażenie, że książka znana jest nielicznym psiarzom. Wystarczy wdać się w rozmowę o literaturze by usłyszeć, że Marley'a znają na pamięć, po cichu kibicowali Cujo a także wędrowali z Lessie... ale historii Pointy nie znają. I tutaj w sumie mała dygresja - bo jak odróżnisz "psiarza" od połączenia psiarza z koniarzem? Prócz zapachu? Po literaturze!

     "Niosąca radość" bowiem przyciąga średnio wzrok zazwyczaj przez okładkę. Kto by się po niej spodziewał, że historię nakręcać będzie nie gorącokrwisty kłusak a briardzica o ciepłym sercu?
     Pierwszy raz książkę przeczytałam w pociągu(kolejne 4 razy też), wtedy jeszcze "bezpsia" albo raczej z psem "wydzierżawionym" mojej siostrze... I tak jakoś historia mnie poruszyła, nawet trochę się przy końcówce zdziwiłam, trochę ucieszyłam, ale bez szału. Po raz drugi historię młodego karierowicza, dla którego czas to pieniądz, czytałam całkiem niedawno. I jakoś... utożsamiłam się z nim bardziej. Głównego bohatera poznajemy poniekąd na zakręcie. Dosłownie i w przenośni. Młody mężczyzna, dusza towarzystwa, pełen portfel, szybkie auto, kawaler, dobrze płatna praca - jeśli macie przed oczyma kogoś kto przeszkody depcze bez choćby mikrorefleksji dotyczącej ewentualnych skutków to strzeliliście w dziesiątkę. Przez ponad sto kolejnych stron przedzieramy się przez stopniowy proces uświadamiania sobie tego, co w życiu najważniejsze. Oczywiście - kto w tym pomógł naszemu młodemu karierowiczowi jeśli nie briard? Ciężko powiedzieć o tej dwójce coś więcej, by nie zrobić brzydkiego spoileru... :)
     Książce daje uczciwe 7/10 - w sam raz na 2-3 godziny podróży.

9 komentarzy:

  1. Gdzieś w domu mam tą książkę, ale jeszcze jej nie czytałam. Zachęciłaś mnie żeby jej poszukać i przeczytać, powinna być w szafce mojej mamy ;).

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeśli na nią się gdzieś natknę to z chęcią przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ooo również czytałam tą książkę! jest bardzo wzruszająca

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak tylko gdzieś znajdę to na pewno ją przeczytam :D
    Dzięki!
    Pozdrawiamy, Ola z Pianem

    OdpowiedzUsuń
  5. Znam i wiem, że mi się bardzo podobała! Czytałam wieki temu :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja nie czytałam, ale chyba po nią sięgnę :D
    http://pusia-moj-kochany-psiak.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. I pomyśleć, że jakiś czas temu przyuważyłam tę książkę w domowej biblioteczce mojej mamy, a nie sięgnęłam po nią, bo wydała mi się mało interesująca... :P

    OdpowiedzUsuń
  8. Polecam inną książkę Czarnoty : Czartoria kraina Kuhailana , nie przepadam za końmi, a tą książkę pochłonęłam w przeciągu kilku godzin. Kupiłam po promocji, nad morzem, na targu książki za 5zl, bo zaciekawił mnie tekst "z tyłu"... Świetnie napisana, naprawdę polecam.

    OdpowiedzUsuń