Odkąd założyłam tego bloga obiecałam sobie, że nie będę Wam burczeć o negatywach, porażkach, kwasach i innych nieprzyjemnych sprawach, bo w końcu sarkania na ten świat mamy wystarczająco wiele na innych blogach. Ciężkie to zadanie dla osoby, która z natury jest upierdliwą marudą...
Ostatnia deszczowa pogoda zadziałała niczym zastrzyk energii. Paradoksalnie cieszyłam się nią jak głupia - zagęszczenie ludzi wynosiło jakieś dwie osoby na kilkadziesiąt metrów kwadratowych. Sprowadza się to do tego, że wychodzili ci, którzy musieli - w znakomitej większości psiarze. Nam w to graj - pogoda idealna do biegania - nikt nie przeszkadza, nie trzeba się rozbijać z łokciami po chodnikach a że mokro ? Cóż, czy piętnaście minut sikania czy tyle samo biegania - deszczu się nie uniknie. Tak więc pogoda nas nie dobiła.
Nie obyło się też bez smutnych rozmyślań i gdybań dokąd to dążymy. Pies wchodzi nam w najgorszą (mam taka nadzieję, że gorzej już nie będzie...) fazę okresu dojrzewania i nerwy mamy napięte jak postronki. Zdecydował się bronić domu oraz właścicielek. Jeżeli ktoś wbija się do naszego domu bez pozwolenia ze strony właścicieli, to cóż, ma problem z wielkim czarnawym psem... Nie mówiąc już o wszelkich podejrzanych typkach mijanych na spacerze - dresy i różne menty przez mojego psa "witane są" podejrzliwym spojrzeniem spod byka. Kolejna sprawa, która na początku nie rzucała się w oczy - ludzie nie są tak skorzy do przyklejania rąk do psa, pytają, a najczęściej trzymają je po prostu przy sobie, omijają z daleka. Chciałabym wierzyć, że to moja bojowa mina tak na nich działa ;)) Ale to chyba nie moja mina;))
Tak więc roboty po pachy ;) Jak się łatwo domyślić z wielkich planów dotyczących poszczenia psa niewiele wyszło. Już pierwszego dnia złamałam z dobre trzy "przykazania", następnego udało się wytrwać cały dzień, potem pół kolejnego... Inną sprawą jest, że na tego konkretnego osobnika o wiele lepiej działają regularne ćwiczenia niż ich absolutny brak, więc teraz dzika zabawa w Kubę Rozpruwacza Miśków trwa dzień w dzień, jeszcze trochę zabraknie nam ofiar :D
A rozrywam się myśląc co by tutaj Młodemu sprawić na urodziny, które już za 5 dni. Ucho ? Serek ? Mięsko ? Spacerek ? Dać mu święty spokój choć na jeden dzień ? ;)) Nie mam bladego pojęcia :)
fajny post;)
OdpowiedzUsuńświetny blog;))
zapraszam do mnie na bloga:www.sweet-princesss.blogspot.com
oraz:www.pusiaaa.blogspot.com
Święty spokój zdecydowanie odpada ]:->
OdpowiedzUsuńNiech będzie dłuuuugi spacer i do tego mięsko. Mówię Ci, Ptyś będzie w siódmym niebie :DD
Nie ma co gadać, jaki to ten świat zły, że ciężko, że pies złotem się nie ślini. Jest deszcz, jest chłodniej, mniej upierdliwych ludzi i mokre mordeczki. (:
OdpowiedzUsuńJakby tak człowiek miał przejmować się wszystkimi trudnościami, zabrakłoby leków antydepresyjnych na świecie. ;)
Dla Ptysiaka na pewno coś wymyślisz. Zadowolony będzie nawet, jeśli nie zafundujesz mu frykasów, ale wybierzesz się z nim na porządny spacer.
Pozdrowienia!
O tak za dużo ludzi pisze jaki ten świat zły;(
OdpowiedzUsuńU nas przestało padać i jest gorąco. Wolałam chłodniejszą pogodę, bo teraz nic się nie chce. Brook w deszcz był chociaż trochę żywszy na spacerach niż teraz.
Na urodzinki spraw mu mięsko i długi spacerek :)
Dokładnie długi spacer, połączony z mnóstwem zabaw i smakołyków będzie idealny! :)
OdpowiedzUsuńhttp://oczami-kubusia.blogspot.com/