Strony

środa, 16 lutego 2011

Czesania Dzień

Czesania Dzień zaczyna się u nas najczęściej w pewien dzień, kiedy padają słowa "Przydałoby się go wyczesać". Słowa te, z pozoru niewinne i wypowiedziane przez którekolwiek z nas z początku nie mają adresata, bo skoro "przydałoby się", to nikt konkretny nie jest wezwany do obowiązku, a skoro nikt konkretny to niech najlepiej "samo się" zrobi.

Można rzec, że wszyscy są szczęśliwi z takiej sytuacji, ale wszyscy (prócz nieświadomego swych przyszłych losów psa...) zdają sobie sprawę, że ten stan nie będzie trwał wiecznie. Tak więc jak łatwo się zorientować "dzień" czesania trwa czasami dłużej niż dwadzieścia cztery godziny (;

Dzisiaj był właśnie taki dzień, z tym, że zamiast rzucić hasło wzięłam po prostu "szprej", grzebienie, szczotki i dorwałam niczego nie spodziewajacego się psa na dywanie. Na szczęście skończyło się na tym, że westchnął ciężko jak na zło konieczne położył się i nawet nie spojrzał na to, co się wyprawia z jego lewym bokiem. Za to ja... hm... Kilka razy zdarzyło mi się użyć słów, których cytować tutaj nie będę z uwagi na prawdopodobnych młodszych czytelników (; Otóż Ptysia lewy bok czesze się w sposób następujący: po użyciu specyfiku trzy machnięcia szczotką, sprawdzenie stanu zakołtunienia (zero) grzebieniem w trzech machnięciach i tak optycznie najwięcej czesania zostaje załatwione. Dech wstrzymany w przypadku psich pach też zostaje natychmiast wypuszczony, bo jak się okazuje kołtunów nie ma, włosy tylko trochę splątane, daliśmy radę.

Ale przednie łapy... Twierdza, na której każdy grzebień, który ma ząbki z plastiku (albo lichego metalu) polegnie bez dwóch zdań. Gąszcz niezmierzony, dzięki Bogu jakiś odporny na kołtunienie się i pół godziny później połowa przednieł lewej jest przemierzona, podnoszę wzrok na psa i zamieram.

Otóż Ten, Który Nienawidzi Czesania... Śpi sobie w najlepsze masowany to szczotką to grzebieniem, w momencie kiedy przerwałam (albo niechcący pociągnęłam za mocno) otwiera oczy, czasami podniesie łeb, dotknie nosem ręki jakby chciał sprawdzić co robię po czym kładzie łeb i drzemie dalej. Zaczynam się poważnie zastanawiać nad tym faktem. Opcje są trzy, pierwsza - podmienili mi psa. MÓJ Ptyś zwiewał na widok grzebyczka, walczył do wyczerpania sił a jeśli już chwilowo skapitulował to zawsze obserował uważnie co się tam wyrabia, wzdychał, prychał, lizał, kapał nosem i ogólnie utrudniał jak się tylko da a na słowa "dobra, skończone" gnał galopem przez cały dom do bezpiecznego legowiska. Druga opcja - narkolepsja. Nie wiem jak inaczej wytłumaczyć to, że zasnął w takim momencie i nie pędził galopem na słowa "dobra, skończona", tylko powoli, zaspany poszedł do siebie. Opcja trzecia - przyzwyczaił się lub ma gorszy dzień.

Tak, to na pewno gorszy dzień (;

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz