Niby to niecałe dwa tygodnie a już trochę do opowiedzenia wam mam. Pierwsza i podstawowa sprawa to to, że pochwaliłam ostatnio Ptysia (matko, jaki z ciebie bezproblemowy pies się robi!) i włączył mu się Diabełek. Niby to niedobrze, bo oznacza, że spuszczam psa z oka na pięć minut a on już realizuje jakiś głupi pomysł(niby zawsze tak było, ale teraz pomysły ma jeszcze głupsze), ale też daje mi zajęcie na wakacje (a już się bałam, że będę zmuszona się obijać). Pogoda na szczęście dopisuje to i chęć do wyjścia na dwór jest - Ptyś na nieszczęście siedziałby tam cały czas - jak nie chodzi na spacer to wygląda przez okno zerkając ukradkiem z dość wymowną miną na nas.
Druga zasadnicza sprawa to fakt, że Młody wchodzi coraz glębiej do wody :) Pewnie upały mają w tym swój udział, ale faktem jest, że tyłeczek zostaje na brzegu coraz rzadziej, pies moczy się z własnej woli do brzuszka. Oczywiście ma to swoje wady i zalety. Niewątpliwą wadą jest to, że im bardziej woda śmierdzi tym chętniej pies do niej wskakuje. O ile wcześniej zachowywał wyniosły dystans, trzymał wszystkie cztery łapy na stałym lądzie i nachylał się na niemalże pionowych ścianach do śmierdzących rowów, żeby się napić (podczas tej akrobacji udawało się zazwyczaj przerwać zamiar) o tyle teraz rzuca się tam z dzikim uśmiechem (WODA!) na mordzie i nurza wszystkie cztery łapy w paskudnie śmierdzącym błocie. Jak będę miała okazję to pokażę wam przy okazji jak wg. mojego psa się pływa. Może zbyt mało we mnie wiary w niego, ale mam wrażenie, że on nie do końca kuma o co w tym chodzi i że robi się to za pomocą łap. Nie głowy...
Zdjęcia dzięki uprzejmości Oli i jej aparatu :D Dwie jasne śliczności to Sonia i Gracja :))
Wracając do tematu, staram sie ostatnio wyciągać same pozytywy, więc warto wspomnieć o jeszcze jednym - chyba wyłączył mu się Francuski Piesek :) Otóż po tej pachnącej eskapadzie cała trójka musiała zostać wykąpana szlauchem, na dworze. Dziś mija sobie swobodnie dzień trzeci od tamtego wydarzenia i zero przeziębienia co daje nadzieję na to, że jednak kudłaty nie jest aż taki znowu delikatny :))
Eh... znam to uczucie, co pochwalę, to zaraz znów mam powody do narzekania :P.
OdpowiedzUsuńA co do wiary w Tosiaka, to jestem w stanie uzasadnić to tym, że Tosia od samego początku nie była taka, jak jest teraz, więc i moja wiara w nią jest chwiejna ;). Ale z czasem coraz bardziej jej ufam w różnych kwestiach, więc chyba ciągle idzie ku lepszemu :).
Chwal dalej, to zaraz na sygnale do weta będziemy musiały lecieć :P
OdpowiedzUsuńOj przestań, on tego nie czyta :P Prawda ? ...
OdpowiedzUsuńWolałabym już psa, który z pewnym dystansem wchodzi do wody niż skacze do niej jak tarzan, jak Dino po prostu. XP A kiedy wychodzi na ląd piszczy, skacze po mnie brudnymi łapskami i domaga się bym mu JESZCZE ten patyk do wody wrzuciła. Patologia...
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o to zachwalanie to mam podobnie. Cieszę się, jakiego to ja mam psa mądrego i grzecznego, a chwilę po tym, Dino robi wszystko by temu zaprzeczyć. Jak na złość normalnie.
3 zdjęcie podoba mi się najbardziej. ^^
Jak tylko wejde na Twój blog to zawsze fajne przygody ma Ptyś i zawsze jest MOKRY !
OdpowiedzUsuńWidać ,ze uwielbia wodę , nie dziwie mu się ,bo jest coraz to cieplej i zaczyna się LATO . Pewnie to "czuje" .
Śliczne zdjecia.
Bayoo - z nim nigdy nic nie wiadomo :>
OdpowiedzUsuń